Dron pod choinikę? – śnięty pomysł…

Żyjemy w czasach wszechobecnych dronów. Mniejsze, większe, każdy z kamerą, super stabilizacja, świetny zasięg i oczywiście wyciągasz z pudełka i latasz. Taki marketingowy bełkot atakuje praktycznie z każdego sklepu z elektroniką. Ludzie nie są zorientowani w temacie. Nie ma się co dziwić, bo żeby uzyskać choć trochę informacji o dronowym świecie, trzeba samemu poszukać. Sieci chcą nabijać sprzedaż, a nie edukować użytkowników, dlatego jedynymi informacjami są te, które zachęcą klienta.

Ostatnio zadzwonił do mnie znajomy. Szukał drona dla syna. Podał kwotę. Wszystko standardowo, jak każdy znajomy z pytaniem o drony. Potem padła kwestia tego, że chcieliby sfotografować swoją działkę w powietrza. Tu trochę się zmartwiłem. Pomijając kwestie prawne i lokalizacyjne przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na bezpieczeństwo. Przecież, żeby objąć choćby niewielką działkę trzeba wznieść się na te 30 metrów. Nikt nie spodziewa się tego, że dron z marketu może nie być odporny na wiatr. Lekki podmuch może go porwać i nawet przy prawidłowej reakcji pilota dron zaczyna znikać z pola widzenia. Strata drona to jedno, ale taki uciekinier w końcu musi spaść. Co w przypadku, gdy spada na kogoś? Wykluczając nawet uszkodzenie człowieka czy katastrofę lotniczą, bo nie jest to jakoś wielce prawdopodobne przy zabawkach do 0,5kg, ale wbicie się w samochód czy okno budynku zaczyna być realnym zagrożeniem. Zawsze w takiej sytuacji zastanawia mnie, co byś zrobił wychodząc z domu i widząc takiego drona, rozbitego o przednią szybę Twojego auta. Absolutnie nie bronię tu bardziej profesjonalnych konstrukcji. One też spadają, ale najczęściej człowiek, który nim operuje ma jakąś podstawową wiedzę. Wie co zrobić w przypadku awarii i powinien mieć ubezpieczenie OC.

Bezzałogowy statek powietrzny, bo tak winniśmy nazywać potoczne drony, mimo że wyglądem może przypominać zabawkę, jest objętny przepisami ruchu lotniczego. Może nie sam dron, ale jego operator. Taki niewyedukowany droniarz ponosi wszystkie konsekwencje swojego zachowania. Dokładnie tak jakby wsiadł do samochodu bez zdanego egzaminu na prawo jazdy.

Oby nie czekała nas era spadającego sprzętu z nieba. Producenci robią coraz bardziej niezawodne maszyny, ale bez odpowiedniej edukacji użytkowników, nawet najnowsze technologie będą bezradne. Na szczęście Urząd Lotnictwa Cywilnego zauważył coraz większą skalę tego problemu i zaczyna ogólną edukację ludzi niezwiązanych ze środowiskiem lotniczym. Oto spot przygotowany przez ULC